czwartek, 15 stycznia 2009

Potem... po prostu

Potem- Baba Jola

...Bo mimo wszystko jestem kobietą…
Wiem. Poznałem po spódnicy!

Abstrahując od kabaretu POTEM, który genialny był i się rozwiązał, to chwilowo mój tekst tygodnia.

Po czym rozpoznaje się współczesną kobietę?

Czytaj resztę...

czwartek, 8 stycznia 2009

Do not be Evil po katolicku...

Do not be evil” – takie jest oficjalne motto pewnej znanej firmy internetowej. Firma ta uwielbia się chwalić świetną atmosferą pracy, dbaniem o zatrudnionych i rozdawaniem akcji własnej firmy wśród owych zatrudnionych.

Do not be evil – Nie wyrządzaj zła” pojawiło się w Google – bo o tej firmie mowa – w czasach jej najszybszego rozrostu, gdzieś w 2001 roku. W okresie, gdy przyrost pracowników sięgał kilkudziesięciu miesięcznie, starannie wypracowany klimat firmy zaczynał zanikać. Aby podtrzymać specyfikę pracy zwołano burzę mózgów. W burzy tej, padło wiele postulatów, jak podtrzymać „rodzinną” atmosferę, ale wszystkie dało się zamknąć w jednym zdaniu – Do not be evil.

Zaskoczyła mnie wiadomość, że właśnie takie motto ma firma Google. Nie bardzo pasuje mi ono do prób przejęcia kilku freewerowych przeglądarek, zgody na filtrowanie treści w chińskim Internecie, czy wszędobylskich reklam Googla. A teraz świat obiegła nowa informacja – Google wypuścił wersję wyszukiwarki dla katolików, wyposażoną w groźne filtry, preferującą strony katolickie i podające nam jedyne „słuszne” poglądy. Rozmaici internauci ruszyli do boju, udowadniając programistom z Googla, że ich filtry są jak pałac z zapałek. Owszem – nie da się w tej wyszukiwarce znaleźć żadnych powszechnie używanych inwektyw, a w pierwszych trzech wyszukanych adresach zawsze jest jakieś „church”, ale z sieci można wyłuskać kilka bardzo ciekawych złośliwostek. Po pierwsze – wpisując słowo „sex” narażamy się na bombardowanie stronami opisującymi skandale seksualne z udziałem księży. Po drugie – wyszukiwarka w miarę dobrze radzi sobie jedynie z językiem angielskim. Użytkownicy innych języków raczej na nią narzekają. Po trzecie – nie jest to ani nowość, ani rewolucja.



Polecam odwiedzić wcześniejsze przeglądarki (którym Google zresztą patronuje):

http://www.thecatholicsearch.com/

(oraz mały dodatek: WhatWouldJesusDownload.com)

http://www.catholicsearch.net/

http://www.catholic.org

http://www.fishercatholic.org/search_results.html

http://www.crosscanadasearch.com/

Polskie, acz słabo działające: http://szukaj.katolicy.net/

Oraz inne:

http://cath.com/

http://www.esglesia.org

http://www.everythingcatholic.com/1024/default.asp

http://www.agapechristiansearch.com/cgi/search.cgi

I z pewnością inne… Chociaż bawi mnie pomysł urozmaicania Googla różnymi „wzorkami” z okazji świąt, rocznic, itp., to katolicka wyszukiwarka mnie trochę zniesmaczyła. A do tego – skoro i tak nie działa…


Tak na marginesie – Linuks miał system dla chrześcijan: Ichthux. Jest: JesOS™ The First True Christian™ Computer Operating System, a także GodTube, Gospelr, chrześcijański portal randkowy przeznaczeni.pl, itd…

A gdzie masoni i cykliści…?



Czytaj resztę...

wtorek, 6 stycznia 2009

Zróbmy to, zanim dotrze do nas, że to bez sensu...

Utarło mi się, że raz na jakiś czas spędzam pierwszy dzień roku w kinie. Zawsze wybieramy świeży i długo oczekiwany film. Tak się przy okazji złożyło, że pierwszą cześć Madagaskaru obejrzałam z matką moją w święta, więc druga była jak znalazł na Nowy Rok.

O żadnym chyba filmie rysunkowym nie umiem powiedzieć, że był genialny, bo one nie od tego są. Są od opowiadania historyjki dla dzieci (w tym wypadku ciekawa dość przeróbka Króla Lwa), a dla dorosłych od śmiesznych tekstów u postaci. I tych ostatnich było pod dostatkiem. A także pingwinów, które znamy i kochamy.

"Mam dwie wiadomości - dobra i złą. Dobra jest taka, że lądujemy. Zła - że awaryjnie..."
^^

Ale ja nie o tym.

Mnie osobiście uszczęśliwił król Julian - tekstem cytowanym w tytule. To moje motto na ten rok: Wyszaleć się. Zróbmy to, zanim się zorientujemy, ze to bez sensu. A co tam - nawet jak się zorientujemy, to róbmy to. Potem lepiej wspominać, jak się zrobiło z siebie idiotę coś robiąc, a nie unikając robienia.

Mam wrażenie, że we mnie jest wiele z takiego Króla Juliana. Po pierwsze - lubię błyszczeć. Jak większość ludzi, jak mi się zdaje. Po drugie - też z reguły sypię pomysłami i jakoś mi się je udaje zrealizować, zanim mi ktoś powie że to niemożliwe i bez sensu. Z reguły dzieje się to z bardzo wielkim fartem. Może dlatego mam zaufanie do życia. Jakoś to będzie....

A wracając do filmu - Azja zadowolona z oglądania (na razie już dwa razy), zachwycona tekstami ("Zabiliśmy ją? - Nie..." więc cofnęli samochód :D), roześmiana i pełna oczekiwań co do trzeciej części. Tylko gdzie ich tym razem wyślą, skoro w końcu dotarli do Afryki...?

Czytaj resztę...

Ewa Białołęcka o tym, jak być cool.

O książce "wiedźma.com.pl".
Żeby nie było, że się znęcam - bo się nie znęcam, tylko mam uwagi.

Już po lekturze - czytało się szybko i całkiem przyjemnie, choć zakończenie trochę rozczarowuje. Dość nagle następuje koniec tej całkiem pogmatwanej historii, a do tego fabuła troszkę przewidywalna - ale może ja mam takie skrzywienie, że odgaduję zakończenia (w kilku filmach mi się też zdarzyło, co zdecydowanie odbiera przyjemność oglądania).

Jeśli mam jakieś zastrzeżenia, to do warstwy językowej, która przy okazji burzy trochę odbiór postaci. Rozumiem, że Reszka miała być nowoczesna i młodzieżowa, ale jej sposób mówienia, sposób opowiadania bardzo mnie złościł. Też mam nawyk (smutny, acz się go nie wypieram) pokazywania, że na wszystko mam barwna metaforę. Jak jastrząb pilnuję, żeby mi ta maniera nie zamieniła się w zabawy słowem, które nic do treści nie wniosą. Jedynie pokazują, jaka mam fantazję, elokwencję, wirtuozerię słowa, poczucie humoru...

No tym właśnie mnie autorka zniechęcała na początku - odkładałam tą książkę trzy razy. Uratowała ją treść - mniej więcej w połowie bardzo wciągająca. Trochę tam za dużo było odniesień do serialu "Lost", który ja akurat widziałam (czasami myślę, że niestety), ale nie koniecznie reszta świata musi. Zresztą aluzje do współczesnej "kultowej" fantastyki słały się w książce gęsto.

Absolutnie zmylił mnie tytuł. Miałam nadzieję na wiedźmę internetową, która czaruje w tej nowoczesnej dziedzinie życia. Odniesień do Googla i laptopa było kilka, ale sama akcja ksiązki dzieje się wybitnie na wsi i w atmosferze wiejskiej magii. Z komputerem ma niewiele wspólnego. Kilka pomysłów jest świetnych, ale rozwinięcie zbyt ogólnikowe. Pani autorka ma więc pole do popisu - stworzenie na podstawie tych pomysłów zalążków pod serię, może własną rzeczywistość fantasy... Ma tez niezłe pióro. Jeśli nie stylizuje go na siłę w superwyzwoloną, nowoczesną i silną duchem niezbyt feministkę.

BTW: Ciekawe, czy ktoś mnie tak kiedys za moje książki zjedzie. Pardon - dokona uwag. ^^

Czytaj resztę...