poniedziałek, 17 listopada 2008

Epitafium dla poprawnej polszczyzny...


Moje boje o język polski zmęczyły mnie i zniechęciły. Kopię – mocno skruszoną i nadgryzioną zębem nieprzyjaznej semantyki – chowam głęboko do szafy. A to dlatego, że zamiast tego:

Mamy to:


Wiem, że to mocno po czasie, ale dopadła mnie refleksja – normalnie udziela mi się. Jasny gwint, lelum polelum – udziela mi się rynsztokowa retoryka! Może za dużo czasu spędzam w dziwnych towarzystwach ludzi, dla których inwektywy to powszechnie akceptowana forma przecinka. A może odezwała się we mnie dusza buntowniczki, która nie chce już być dobrze ułożoną dziewczynką. Klnę jak szewc, jednym słowem!


I to nie tylko wtedy, gdy jest to w pełni uzasadnione – w ogóle, za dużo przeklinam, ciągle. Jeszcze zacznę mówić „fajnie” i to będzie już koniec. Lelija biała, sztywne mankiety i dębowa skrzynka pod murawą… Zginie moja troskliwie pielęgnowana miłość do wierszy Kofty, dykcji Przybory i poczucia humoru Michnikowskiego czy Kobuszewskiego. Zginie podziw dla prostoty języka u Terakowskiej, elokwencji Hanki Bielickiej, czy nienagannego błysku oka Ireny Kwiatkowskiej. Umrze wyhodowane na Kabarecie Starszych Panów, Dudku i Dialogach na cztery nogi głębokie uczucie do poezji absurdu i urody dwuznaczności języka… Zostanie mi jeno „za****cie fajnie ”…

Ja chcę śpiewać:

„Bo we mnie jest seks, co pali i niszczy

Tysiące już serc, wypalił do zgliszczy…”


Ja chcę spotkać na swej drodze poetę jak Kofta, co by mi językiem Przybory (czysto polskim wierszem) pisał jak dojechać do Centrum Handlowego Janki, chcę przy herbacie i z wdziękiem, jak Hanka Bielicka zachwalać proszki na wątrobę i bez zażenowania opowiadać (jak Holoubek), jak mi garderobiana przyklejała uszy taśmą klejąca, bo się nie mieściły pod peruką…

Czasem mój smutek rozwiewa się, gdy młodzi ludzie (tacy co jeszcze mają lat -naście) nienaganną polszczyzną zachwalają walory swojej koleżanki Ani, nie używając przymiotników powszechnie używanych za obraźliwe, a jedynie zabawnych gier słów w jakie obfitują inteligentne gwary młodzieżowe. Otóż Ania jak się ucieszy ma: "Taki błysk w sobie, jakbyś z halogena pstryknął diamencik". Niekiedy: "Rzuca takie słówka, że to nie wiesz czy zabrykać, czy się położyć Gołotą". I ma tą zaletę, że: "Żadnych dodatkowych gadżetów nie wymaga - jakbyś miał full wypas z gwarancją na całe życie".

W takich jakże odosobnionych momentach czuję, że jest jeszcze jakaś szansa dla polskiego języka. Może ci ludzie czytają książki? A może ich też nudziło bombardowanie ludźmi nijakimi, których jedyną wyrazistą cechą jest absolutnie pozbawione wyrazu słownictwo...

Oby, moi drodzy. Z całego serca - oby!


A na pożegnanie - mój faworyt ^^ Moje motto życiowe i majstersztyk literacki. Ladies and Gentleman, and all people between this two kinds...

Oto TANIE DRANIE

Brak komentarzy: