czwartek, 16 lipca 2009

O gwiazdach, psach i samochodach.

Codziennie zaczynam dzień od przeglądu prasy (także internetowej) i rozmaitej "tekstury". Mam stały repertuar: Przekrój, DF, Wysokie Obcasy, Subiektywni.bloog.pl, Wolne Media, redakcja.pl, Historia i Media, Culture.pl, Autentyk, Purpose i kilka innych. Codzienna lektura zobowiązuje. A ponieważ ostatnio nie mam czasu pisać artykułów, to przynajmniej popiszę komentarze.
Taka moja Lektura Obowiązkowa.


Na początek rzuciłam się na wywiad z dwoma aktorami, których na mojej kulturalnej mapie będzie wyjątkowo brakować: zmarły w zeszłym roku ustaw Holoubek i zmarły niedawno Zbigniew Zapasiewicz. Tekst "Przez trud do gwiazd" jest rozmową aktorów z własnym ego. "Więcej już się na taki program nie zgodzę, bo to naruszyło moją godność zawodową. Może to jest za wielkie słowo, ale ja tak naprawdę czuję." - komentował Zapasiewicz jedno swoje wystąpienie w komercyjnym programie na temat psów w telewizji. Jedno wystąpienie! Człowiek, który doskonale zrozumiał mechanizm wybijania się i upadania gwiazdek na aktorskiej scenie i umiał to zawrzeć w jednym zdaniu. Anegdota o Marlin Monroe i Lawrensie Olivierze to metafora doskonała owego tytułowego "gwiazdorstwa". Panowie się do niego nie poczuwają i poczuwać się nie chcą. "Gdybyśmy byli gwiazdami, to byśmy teraz byli zaproszeni do Międzyzdrojów, ale nikt nas nie zaprosił" ironizuje Holoubek. Zauważa, że w Polsce aktorzy należą do teatru, a film ich wypożycza. Zachodnie mega-gwiazdy latami pracują na maleńką teatralną rolę poza blichtrem Hollywood. Tam teatr jest nobilitacją - u nas nobilitacją jest telewizja?
Można by się z opinią panów kłócić, ale raczej nie da się jej zignorować.
Zaczytałam się, aż mi poranna herbatka wystygła...

Drugi punkt programu to wywiad z polskim biologiem, który zyskał olbrzymią renomę wszędzie... poza Polską. Bo tutaj jego szwedzki doktorat, publikacja w "Sience", czy 1400 cytowań w światowych publikacja naukowych niewiele znaczy. Bardzo ciekawa rozmowa z badaczem, którego niewyparzony język, ambicja i wiara w polską naukę kłócą się z wizerunkiem polskiego profesora. Do tego kilkaset tysięcy euro stypendium i jeden z najlepiej opłacanych projektów badawczych w kraju. Widać można, jak się człowiek uprze. Nawet w Polsce.

O języku angielskim wiadomo głównie, że jest wszędzie. Ale o tym, że jest to język złodziejski, który słowo "ketchup" ukradł z języka malajskiego nie wiedziałam. Punkt dla Przekroju, za artykuł o czymś powszechnie znanym przedstawionym od ciekawszej strony.

Brak komentarzy: