poniedziałek, 20 lipca 2009

"Na Polaków patrzyłem z góry"


Krąży po kraju dość siermiężny, ale bardzo trafny dowcip o "mistrzach ciętej riposty". Cytować nie będę, bo mój słownik nie obejmuje niektórych sformułowań zawartych w tym dowcipie. Poza tym odczuwam już pewne zmęczenie "ciętą ripostą". Kiedy w okół mnie ludzie chcą wyrazić coś mocnego, poruszającego, używają wyrazów z duża ilością **** w środku. Jest to prosta i wyrazista wersja emocjonalnego wybuchu, który nie jest już tak passe jak kiedyś, więc nie musimy się go wstydzić.
Ale ja chyba jestem staromodna...

Mnie imponują koronkowe metafory, które oddają te wszystkie ****. Takie które można wypowiedzieć bez użycia słów jeszcze do niedawna omijanych w kulturalnej konwersacji (bo w słownikach już je można znaleźć - ot, nowoczesność, modernizacja, postęp...). Od Mistrzów Ciętej Riposty wolę Mistrzów Anegdoty. Może dlatego ostatnio czytam głównie wywiady z twórcami starej daty. Takimi, których ominęło gwiazdorstwo, a którzy karierę budowali na reputacji, a nie na jej braku. Nie imponuje mi ekstrawagancja, bunt, prowokacja. Imponuje mi... zwyczajność.

Ale zwyczajność podniesiona do rangi sztuki. Integracja absolutna, świadomość, że jestem kimś zwyczajnym i w tym tkwi moja siła. Robię swoje. Wiem, gdzie zmierzam i pracuję na to konsekwentnie. Nic nie przychodzi łatwo, więc to co mam jest bardzo cenne. Może dlatego powraca moda na staromodne ideały Jane Austen, na autorytety z minionej epoki, na autorytety w ogóle. Wyrastamy z idoli...?

Pierwszą lekturą dzisiaj b
ył wywiad. Tradycyjnie jest to wywiad z osobą, która należny do wybitnej jednoosobowej kategorii. Jerzy Antczak jest reżyserem. Ale takim, który swoimi filmami żyje. Wkręca się, jak to się dzisiaj mówi. Poruszający opis tworzenia przedstawienia teatralnego o procesie norymberskim ("Epilog") jaki maluje przed reporterem przerywa anegdotami. "Na Polaków patrzyłem z góry" - powiedział mu John Young, brytyjski aktor. Z góry - czyli z samolotu... „Sztuka jest bezwstydna, nie możesz się wstydzić. Kościół uczy nas pokory przed siłą wyższą, ale w sztuce nie możesz być pokorny. Musisz powiedzieć sobie: »Jestem wielki «. I eksplodować” - uczy swoich studentów. "Ja mu przyznaję rację, bo reżyseria to dyktatura. Był to cham nieludzki" - wspominał jednego z polskich reżyserów. Mógłby uczyć samym życiorysem... A uczy opowieściami.

"Arab strzela, Żydzi się cieszą". Kliknęłam ten tekst, bo po serwisie informacyjnym, który zapewnia codziennie, że mimo daleko idących wysiłków Pokojowych Sił Amerykańskich, ONZ i innych militarnych klonów, ludzie na świecie się zabijają... Po takim porannym serwisie miałam ochotę poczytać o pojednaniu, bratniej miłości, politycznym cudzie. Pomyłka. Co nie oznacza, że tekst mnie nie wciągnął.
"Opowiadał mi, że dla izraelskich Arabów, Palestyńczyków i może Arabów w ogóle to sposób na odreagowanie frustracji i poniżenia. Na rozładowanie napięć. Na załatwienie, również krwawe, pradawnych sporów.
Przez piłkę można zabić narzeczoną. Albo - zastrzelić sąsiada. Przestać rozmawiać z ojcem. Znienawidzić rodzonego brata. Pogodzić się z wrogami. Zyskać narodową dumę. Albo - stracić człowieczą godność."

Przyszło mi do głowy, że nie potrafię tych zacietrzewionych Arabów i Żydów nienawidzić, tak jak potrafię znienawidzić polskich, jak ich sami nazywamy, pseudo-kibiców. Litość spowodowana tamtejszą wojną? A może cywilizacyjna wyższość? A może po prostu widzę, że ich nienawiść i frustracja ma powód. Nie popieram sposobów w jaki ją wyrażają, ale potrafię sobie wyobrazić, że piłka nożna stanowi dla nich wentyl bezpieczeństwa, pretekst do wyrażenia wściekłości na... Na wszystko. "Kiedy byłem jeszcze piłkarzem amatorem, przez kilkanaście lat stawiałem wam domy. Może więc prawdziwe zasługi dla Izraela ma nie tylko ten, kto nosi karabin, ale również ten, kto buduje" - mówi Abbas. Arab, który izraelską drużynę poprowadził do zwycięstwa.

A o co walczą polscy kibice? O narodową dumę? O porozbiorowy kompleks? Może o to samo, a może o co innego. Ale na moim podwórku ich wściekłe i często łyse gęby wzbudzają strach i wstyd. Dlatego często ich nienawidzę.

Na koniec echo całego zamieszania związanego ze śmiercią Michała Jackowskiego, powszechnie znanego jako "Król Popu". Dlaczego tak bezceremonialnie. McŻałoba, jak możemy wyczytać w krótkim felietonie. Felieton taki sobie - ani dobry, ani zły. Ale podsumowanie trafne. Kolejna zastępcza rozpacz. Zamiast płakać nad sobą, płaczemy nad człowiekiem, dla którego bilans dobra i zła nadal pozostaje nie rozstrzygnięty. Tworzymy legendę. Na miarę naszych czasów i nas samych. Amerykańskie "Rest in Peace" stanowi nie tylko szanowaną formułkę, ale i marzenie każdego, kogo McŻałoba nie porwała w objęcia. Niech on spoczywa w naszym spokoju...

Brak komentarzy: