wtorek, 26 maja 2009

IPN i kajdanki - krótka refleksja o zmęczeniu

„Jak mnie przesłuchiwał, to mu wrzasnąłem: »A pocałuj ty mnie w dupę! «. Za każdym razem, kiedy go teraz widzę, przypominam sobie tę scenę i mam wielką radochę. To jest moje odszkodowanie”.

Takimi słowami skomentował pytanie o śledztwa IPN Andrzej Muszyński, robotnik, były działacz "Solidarności" z Lubania, który konsekwentnie odmawia stawienia się w sądzie na przesłuchanie w sprawie PRL-owskich zbrodni. Jeśli zajdzie potrzeba, zostanie doprowadzony siłą. Dlaczego? Bo takie jest prawo, takie są realia.
Byłoby to nawet zabawne, gdyby nie było głupie...

O IPN można mieć różne zdanie - że jest upolitycznione (np. Friszke, jeden z byłych historyków Instytutu), że potrafi być obiektywne (Żaryn, były szef pionu edukacyjnego) , że jest bezkrytyczne („Największe pretensje do ludzi związanych z IPN mam o to, że uczynili z instytutu wyrocznię." - Katarzyna Kolenda-Zaleska, Fakt, 20 kwietnia 2009). Dobitnie komentował działalność Instytutu reżyser Krzysztof Zanussi:

"Lustracja była potrzebna, ale została przegrana już dawno, w momencie, kiedy zaczął się handel teczkami i upolitycznienie całej sprawy. Z przeszłością trzeba się rozliczyć, ale w sposób bardzo roztropny, a u nas tej roztropności zabrakło. IPN zajmuje się ludźmi słabymi, a zapomina o inspiratorach i wykonawcach. Zapomniano, że to wszystko służyło partii, a ta partia nigdy nie została rozliczona z tego, co robiła. Nie wiem, jak należało postąpić, ale na pewno nie tak, jak to się stało. U nas z plotki robi się fakty, a nie ma poszukiwania prawdy i uświadamiania młodzieży tych zagrożeń, które ciągle są w powietrzu. Przecież ci młodzi byliby skłonni do takich samych zachowań. Dziś sami pracują w różnych korporacjach i są zdolni do niesłychanie nieetycznych czynów, niezgodnych z własnym sumieniem, jeśli tylko to może im pomóc w karierze."

Dotąd myślałam, że tylko młode pokolenie czuje przesyt lustracją. Rozmawiając parę miesięcy temu z grupą maturzystów, autorów książki o swoich rówieśnikach z okresu stanu wojennego ("Rejacy"), ze zdumieniem usłyszałam, że czują się lustracją rozczarowani. Ale nie dlatego, że mają jej za dużo i uważają za zbyt nachalną, ale dlatego, że ich zdaniem jest nieskuteczna. To jest wszystko skłamane, to dopiero trzeba dojść prawdy. Tymczasem jakiś młody człowiek, autor artykułu o mnie, poucza, jak należało postępować z bezpieką. Jego na świecie wówczas nie było i nie ma pojęcia, jak w tamtych czasach i okolicznościach sam by postąpił." - komentuje Zanussi. Jak się okazuje, młodzi ludzie zgadzają się z nim bardziej niż zacietrzewieni rówieśnicy reżysera. Młode pokolenie czuje, że mieszka w kraju bezsilnych, zakłamanych dorosłych i otwarcie twierdzi, że stare metody - demonstracje, strajki i krzyki - nic tu nie zmienią.

Ale co zmieni? Nie znają odpowiedzi. Ich zdaniem, może kontakt z globalną wioską, oderwanie się od własnego podwórka, spojrzenie na nie z góry i ochłoniecie. Ta historia jest dla nich zbyt świeża i ruchliwa. "Powinniśmy ją spisać, póki mamy od kogo. Ale to chyba nasze wnuki, powinny ją oceniać". Na szczęście powoli na światło dzienne wychodzą wspomnienia, notatki i opowieści o młodych ludziach w latach 70' i 80' ubiegłego wieku. O ich idealistycznych próbach walki z systemem i twardym zderzeniu z rzeczywistością. To właśnie ich pokolenie uczy prawdziwej lustracji - opowiada o poniżeniu, lęku, sytuacjach niezwykle trudnych życiowych wyborów.

Nie wiem, jak powinno wyglądać rozliczanie się z przeszłością, ale historii nie da się przecież postawić przed sądem. Złość Andrzeja Muszyńskiego, który odmawia udziału w jej osądzaniu. "Niech mnie IPN zakuje w kajdanki i doprowadzi." - prowokuje. Z przeszłością tak bliską, a jednocześnie tak trudną, trzeba się najpierw oswoić, porozmawiać. Ale skromnie i po cichu. Bez lustracyjnego jazgotu...

Brak komentarzy: