czwartek, 12 marca 2009

Odkurzona "Ciocia Dobra Rada"

W ramach zasysania wytworzonej treści z likwidowanego bloga, przypomniałam sama sobie bardzo mądry własny tekst. A nawet dwa.

O narzekaniu, czyli:

Nie narzekaj częściej, niż chcą cię słuchać.

Wbrew pozorom jest to rada bardzo cenna. W moim życiu spotkałam sie z wieloma reakcjami na narzekania. Oprócz "zamknij się", "zrzędzisz" i wielu innych teksów zaliczających się do kategorii "nudzą mnie zrzędliwi ludzie", istnieje wiele gorszych ludzkich reakcji na narzekanie. Reakcji, które z pozoru tylko wyglądają na to, ze kogokolwiek to narzekanie obchodzi.

Reakcja pierwsza: "Mnie jest gorzej"
Każdy z nas zna takich ludzi. Po kilku minutach znajomości zaczynamy się ograniczać do stwierdzeń monosylabicznych. Ale i tak osoba "Mnie jest gorzej" będzie potrafiła wyłuskać z odpowiedzi "Pogoda jest zmienna" czterdziestopięciominutową opowieść o butach, które rozkleiły się w trakcie nawałnicy i złośliwie zepsuły wymarzoną randkę, podczas gdy delikwent został uwiedziony przez podstępną kelnerkę, która (uważaj) była grubsza ode mnie...!

W zamierzeniu tej osoby, udowadnia ci ona, że twoje życie nie jest tak tragiczne - bo przecież "Mnie jest gorzej". Klasyk gatunku, nazywany potocznie "leceniem w bidulę".
Na wypadek, gdybyś należał/a do tego typu, pozwól, że sprostuję: NIE JEST MI LEPIEJ. Jestem zła, wkurzona, że odebrano mi miejsce w rozmowie, że zalano mnie potokiem informacji, których nie potrzebuję i nie chcę, że zamiast rozmawiać ze mną, robisz monolog oraz że uważasz moje "nieszczęścia" za nie warte wspominania... Lecenie w bidulę nikomu nie pomaga. Nie ma większych krzywd niż moje własne - mówi mądre przysłowie. Dlatego z pewnością nie masz gorzej...

Reakcja druga: "Myśl POZYTYWNIE"
Jest to formułka, która wzbudza e mnie czysta agresję. Zaliczają się do niej wszystkie stwierdzenia typu: "Nie przejmuj się -ciesz się życiem", "Znajdź pozytywne strony tej sytuacji", "Zignoruj to, na pewno jutro będzie lepiej". Stwierdzenia, wtrącane zanim skończysz pierwsze zdanie, dobitnie świadczące o tym, że słuchacz kompletnie nie chce wiedzieć co masz do powiedzenia. Na wszelki wypadek nie dopuszcza do siebie żadnej negatywnej myśli, bo przecież myślenie pozytywne i codzienna afirmacja zapewnią mu sukces... Ewentualnie z założenia ignoruje wszelkie problemy na drodze życia, poruszając się dobrze znanymi, przetartymi szlakami rutyny...
Co widzi optymista na cmentarzu? Same plusy. Tym uroczym dowcipem podsumuję pozytywne myślenie. Nie żebym była jego wrogiem, ale mamy równouprawnienie, zatem nie można dyskryminować myślenia negatywnego. Zdrowa porcja narzekań łączy ludzi i pogłębia więzi. Oczywiście, podkreślam, zdrowa porcja.... Nie chcemy przecież być osobą "Mnie jest gorzej"...

Reakcja trzecia: "Och jej! To straszne!"
Teoretycznie jest to reakcja jak najbardziej pożądana... Nic bardziej mylnego. Reakcja "To straszne!" zakłada, że zanim skończysz wypowiedź, twój słuchacz rozpłynie się we współczuciu, aż do poziomu w którym poczujesz się jak idiotka lub ofiara losu. Będzie ochał i achał przy każdym zdaniu, wyciągał całą masę czarnych scenariuszy z rękawa i szukał okazji, żeby uronić współczującą łzę. Jednocześnie będzie żywił przekonanie, że okazuje ci wsparcie, oraz że potrzebujesz jego rady... Jednym słowem "Och jej! To straszne!" to odwrotna wersja "Mnie jest gorzej" - im tobie jest gorzej, tym ja się czuję lepiej. Bo moje życie nie jest już takie beznadziejne.

Reakcja czwarta: "Powtarzasz się"
Reakcja jak najbardziej słuszna (jeśli faktycznie się powtarzasz), ale bywa wybitnie dołująca. Otóż ktoś ci właśnie udowodnił, że masz wyjątkowo beznadziejne życie i na dodatek sama jesteś beznadziejna, bo nic nie potrafisz z nim zrobić. A wszystko to zawarte w pogardliwym, ucinającym dyskusję i lekceważącym zdaniu...
"Powtarzasz się" uchodzi na sucho tylko w bardzo bliskiej przyjaźni - i w tym kontekście zdrowo jest go używać. Ja bym dodała jeszcze może takie skromne "Pomyślmy jak to na przyszłość naprawić. Co proponujesz?" i dużo słuchania. Wersja jeszcze bardziej zaawansowana jest dostępna tylko dla terapeutów albo osób, które znają sie 30 lat i minimum dwa razy pokłóciły się śmiertelnie i pogodziły dopiero po półrocznym roztrząsaniu wzajemnych win. (Jest to taka wersja, która zakłada maksymalne wkurzenie narzekającego - tak żeby zaczął wrzeszczeć co zrobi tym wszystkim wrednym ludziom i jakimi przedmiotami. A potem zazwyczaj wszyscy płaczą lub się śmieją, a narzekający diametralnie zmienia swoje życie.... Ale to tylko teoria. ^^)

Reakcja piąta (nie ostatnia):"No i?"
"No i" to moje słowo-miecz. Zawiera się w nim cała kategoria wkurzających retorycznych pytań. Nic tak ludzi nie rozbraja jak rzucone lekkim tonem "Serio?", "Czyżby?", lub "No co ty powiesz".
Jak płachta na byka. Niewielu znam ludzi, którzy potrafią "No i?" puścić mimo uszu. Albo rozwodzą sie jeszcze bardziej, do stadium, gdzie rani ich sam kolor butów agresywnego szefa, albo zatchnięci oburzeniem wybuchają świętym gniewem.
"No i?" jest straszną bronią i nie radzę go nadużywać. Jednocześnie ludzi którzy sami używają go na nas powinno się unikać jak ognia. Inaczej będziemy się czuli jak bohaterowie psychologicznego eksperymentu na temat złości, albo jak przedszkolak, który stuknął się w kolanko i z płaczem przyleciał do wychowawczyni po całuska w siniaczek. Zapomniał bowiem, zże to nie mama... A jak wiadomo - nie każdy musi się nami tak przejmować, jak mamusia.

^^



Temat drugi: Sterczące włosy - czyli koszmar z ulicy Wiązów o poranku.

W kwestii uczesania jestem 100 % kobietą... To znaczy nie ma dnia, żeby mi się podobało!!!
Ok. Spokojnie. Przyjrzyjmy się faktom.

Wstałam rano i odkryłam że:
A. Nawet jak nie myję włosów na noc (raz obudziłam się z lokami zgiętymi pod kątem prostym!) to one i tak zmieniają kształt pod wpływem poduszki...
B. Wyglądają tragicznie
C. Nie mogę się rozczesać
D. Jakim cudem one się w ogóle kręcą jak na nich śpię!!!???
E. I tak nie mam czasu się czesać, więc założyłam chustkę na łeb i czuję się jak łemkowska babuszka....

Dobrze. Spokojnie. Wdech-wydech. Co mogę zrobić...?
Długie włosy czy fryzurki na pazia, a może jeżyk 0,5 mm i rzucić czesanie w cholerę... Grrr.
Spróbujmy dokonać kalkulacji:

Długie
(czyli takie, które dadza się związać)

Zalety:
1. Można je związać, upiąć, itp., zamiast czesać i układać
2. Faceci to lubią
3. Można unikać kontaktów z fryzjerem
4. Ładnie falują (o ile ma co falować)

Wady:
1. Wkręcają się w suwaki
2. Włażą do oczu, ust, jedzenia, itp.
3. Masakra z rozczesywaniem
4. Łatwo tracą fason
5. Upał wymaga specjalnych środków (koków, kucyków i zabiegów tym podobnych)
6. Pod własnym ciężarem rujnują każdy skręt

Średnio długie
(czyli takie, które jeszcze włażą w oczy)

Zalety:
1. Dobrze podcięte same się układają (rzadkość)
2. Zakładam opaskę, spinki i mam z głowy fryzurę
3. Wieczorowa fryzura wymaga jedynie nażelowania
4. Łatwo się rozczesują

Wady:
1. Kręcą się z byle powodu
2. Mają tendencje do odstawania pojedynczymi kosmykami
3. Trzeba je często myć, bo tracą fason od czapek, deszczu, potu, gorąca, spania, chodzenia, oddychania....
4. Codziennie ta sama fryzura
5. Nadal wchodzą w oczy, tylko są za krótkie, żeby je wepchnąć za ucho...

Krótkie
(czyli takie, które są raczej szczecinką)

Zalety:
1. Nie trzeba tak często myć głowy
2. Żel nie wygląda głupio
3. Zero układania
4. Można pomalować na dowolny kolor
5. Nie zdefasonują się pod czapką
6. Zero czesania i modelowania
7. Wymagają mniej kosmetyków

Wady:
1. Wyglądam jak facet
2. Zimno w głowę
3. Nie pasują do sukienki
4. ???

I co ja mam z tym zrobić...
^^

4 komentarze:

Diable pisze...

Bo narzekać to trzeba wiedzieć komu, po co i dlaczego. Jak już zaczynamy to robić t w jakimś konkretnym celu. Zazwyczaj oczekujemy jakies reakcji zwrotnej. Problem polega na tym, że ludzie nie zawsze reaguja tak jak my bysmy chcieli (bo niby skad maja wiedziec). Druga sprawa jest taka, ze czesto nie wiemy jak sie zachowac jak ktos nam przestawia swoje zale- poklepac po ramieniu, powiedziec "nie przejmuj sie" siedziec cicho i sluchac w milczeniu. Zrobie cos, co mi sie wydaje dobre, a tu sie okacuje, ze jest wrecz odwrotnie. Badzmy tez trche wyrozumiali dla tych sluchaczy.

Azja pisze...

Zawsze można powiedzieć prawdę: "Stary, nie mam pojęcia co ci powiedzieć, ale brzmi nieciekawie".
Ja się nie czepiam reakcji w ogóle, tylko reakcji, które zjadają mnie jako rozmówcę i sprawiają, że znikam z własnego monologu.
Najlepszą formą rozmowy jest - o dziwo - rozmowa.
Ja mam w zwyczaju pytać trzy razy, czy przyjaciel chce o tym czymś co go trapi rozmawiać. Potem tylko mówię, że jak się zdecyduje, to ja czekam na znak. Ale decyzja zawsze jest po tamtej stronie. Jeśli się chce tym podzielić, słucham, mówię co myślę, pytam - ot, zwykła rozmowa. Jeśli tylko ma ochotę pomilczeć ze złością, też dobrze.
Czasem to najlepiej pomaga...

Diable pisze...

Ale moze dla kogos ta prawda jest wlasnie powiedzenie slowka "no i..." bo moze w tym krotkim zlepku chce zawrze " interesuje mnie to, mow dalej".
Moze wlasnie chodzi o to, ze ja wiem co powiedziec- bo mi wydaje sie sluszne- ale sie okazuje, ze dla drugiej osoby juz nie.
Kombinacji jest wiele. Oczywiscie duzo latwiej rozmawiac i sluchac przyjaciela, ktorego sie zna i wie sie jak zareaguje na nasze komentarze czy i ich brak. Gorzej z ludzmi, ktorych sie slabo zna a ktorych naszla potrzeba wyzalania sie nam. Skoro jednak to robia to zapewne nie oczekuja gwiazdki z nieba tylko zywej osoby do ktorej mogliby to powiedziec.
Ja np nie moge powiedziec " stary, nie mam pojecia co ci powiedziec..." bo zazwyczaj wiem, problem tylko, ze nie zawsze sie to moze spodobac drugiej osobie. Wiec musze kombinowac.

Azja pisze...

Zawsze można powiedzieć o sobie w taki sposób, że to się do czegoś przydaję. Mnie doświadczenia grupówki bardzo pomogły. Tam się mówiło w stylu: "Jak słucham tego co opowiadasz, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Normalnie aż mam ochotę uderzyć palanta, a nawet go nie znam."
Najlepszy zwrot jaki miałam od jednej dziewczyny brzmiał: "Ty to opowiadasz, jakby to było nic takiego. Weź się wścieknij, bo ja bym się wściekła." A mnie się wtedy wydawało, że się nie wypada wściec, bo to przecież nic takiego i nie mogę przesadzać...
Złoty środek kobieto.
Ja tylko zwracam uwagę, że zamiast myśleć jak to skomentować (niestety, robię to nagminnie), warto pomyśleć, jak mi się tego słucha. Wtedy "Jojczysz." można podeprzeć: "Jojczysz, bo przecież już nie raz widziałam, jak załatwiałaś takie sprawy. Ja wiem, że to nieprzyjemne, ale nie mów, że niewykonalne". A czasem: "Jojczysz. Ale dzisiaj widać masz dzień Jojczyduszy, więc masz kwadrans na żale, a potem zmieniamy temat".
Bo dopiero jak dobrniemy do końca jojczenia, to możemy napotkać pozytywne światełko w tunelu. To jak z rozpaczą - przyjdzie dzień, że wypłaczesz ostatnią łzę. A do tego czasu - płacz ile potrzeba.