piątek, 13 marca 2009

W Ayutthai święto słoni

Prawdziwe święto słonia

Z jednej strony słoń - symbol Tajlandii, święte zwierze, duma narodowa. Z drugiej strony największy kłopot i troska Tajów. Chociaż biały słoń zniknął z tajskiej flagi, a jego zwyczajne odpowiedniki znikają z tajskiej ziemi, słoń jest pupilkiem i oczkiem w głowie mieszkańców tego buddyjskiego kraju. 13 marca obchodził swoje święto - karmiony owocami zamrożonymi w eleganckich kostkach lodu, kąpiący się w rzekach i dumnie spacerujący po ulicach dawnej stolicy Tajlandii, Ayutthai.

Słonie indyjskie, bo taki gatunek żyje w Tajlandii, są mniejsze i bardziej figlarne niż słonie afrykańskie. Mają mniejsze uszy i charakterystyczny "dołek" na czubku głowy. Rzadko który osobnik ma długie kły (jeśli już, to samiec), a ich skóra często pokryta jest zabawną, szorstką sierścią. Jak miałam okazję się przekonać, tajski słoń jest psotnym głodomorem, który lubi tańczyć i często się zagapia. Siedząc na jego wielkiej głowie czułam, że chciałby powąchać i posmakować cały świat. Świat, który pomimo jego grubej skóry i mocnej trąby, jest bardzo groźny.

Słoń zjada do 250 kg pożywienia dziennie. Nie jest wybredny, jednak żeruje tylko w bezpiecznych rejonach. Bezlitosne przepędzanie dzikich słoni z terenów rolniczych owocuje ich powolnym wymieraniem - słonie zaszyły się w górach, gdzie ich wbrew pozorom delikatna skóra nie chroni przed zimnem. Te, które żyją pośród ludzi niegdyś karczowały lasy, orały, budowały tamy i mosty, przewoziły żołnierzy, królów i podróżników. Służyły akrobatom, walczyły na arenie, ścigały się na wielkich polach Ayutthai.

Dziś tajskie słonie są już na emeryturze - jak tłumaczył nam opiekun słoni w obozie pod Chiang Mai. Teraz nie pracują, a tylko bawią turystów. Jednak z 150 tys. populacji w ciągu ostatnich 100 lat ocalało jedynie ok. 2 tys. wolno żyjących słoni. Nie pomagają obozy dla słoni i programy ochrony - Tajlandia traci słoniowe zaplecze.

Kilka lat temu słonie "przegnano" z Bangkoku - wielkie zwierzęta tarasowały drogi i powodowały wypadki na ulicach. Władze stolicy nie tyle wygnały uciążliwe zwierzęta, co odsyłały cierpliwie jedne z najświętszych zwierząt w Tajlandii na północ, w rejony dżungli i turystycznego trekkingu. Do dziś jednak można spokojnie spotkać słonia na przedmieściach Bangkoku - w dzień pozuje do zdjęć, w nocy ukrywa się wraz ze swoim opiekunem przed policją...

Częściowo to właśnie ci naganiacze są odpowiedzialni za zanik fauny - bieda zmuszała ich niegdyś do podkradania słoniowego potomstwa. A ponieważ słonie maja mało dzieci... Kilka lat temu pod hasłem ochrony zagrożonego gatunku słoniami z tajskiej dżungli zainteresowały się australijskie ogrody zoologiczne, które mimo protestów tajskich obrońców zwierząt próbowały wywieźć z kraju osiem sztuk. Udało im się, co stało się okazją do nakręcenia filmu dokumentalnego. O tym, czy to dobra metoda ochrony zagrożonego gatunku, powinniśmy rozmawiać dalej...

Dziś Tajowie z dumą prezentują słoniową tradycję - każda tkanina, rzeźba, bibelot ma wzory ze słoniowym ornamentem. Tajskie słonie graja w football, tańczą, malują, grają na instrumentach - dla turysty wszystko. Często jednak słonie są traktowane brutalnie, a my, jako turyści nie wiemy gdzie oczy podziać.

Cóż z tego, że słoń ma skórę twardą i odporną na siniaki. Ma też wspaniałą pamięć. Całymi latami potrafi żywic urazę, jak tłumaczył nam opiekun słoni. Bywa też złośliwy i lękliwy. Jeśli w jakimś miejscu stanie się mu krzywda nigdy już tam nie wróci. Czy w takim razie Tajlandia zasłużyła na utratę swoich słoni...?

Brak komentarzy: